Psychologiczna pierwsza pomoc w kryzysie

Celem interwencji kryzysowej, także w obliczu doświadczenia wojny czy innych katastrof masowych, jest pomoc w powrocie do stanu sprzed kryzysu. Wymaga to reorganizacji i wypracowania zachowań adaptacyjnych.

Minęło już trochę czasu i wydaje się, że pierwsze poczucie szoku związane z aktem agresji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę. Mogliśmy skonfrontować się z własnymi odczuciami i wyobrażeniami na temat tego, co dalej począć w tak ekstremalnej sytuacji. Nie wiemy jednak, jak wyglądać będzie przyszłość, więc mimowolnie tworzymy na ten temat różne scenariusze. Z odpowiedzią na część z pojawiających się wątpliwości przychodzi wiedza i obserwacje z zakresu interwencji kryzysowej.

Krzywa katastrofy

Rozwój reakcji społeczeństwa w obliczu tzw. katastrof masowych (katastrof naturalnych lub wywołanych przez człowieka, dotyczących dużej grupy ludzi), przyjmuje najczęściej określony scenariusz, co mogliśmy zaobserwować i dalej obserwujemy w obecnej sytuacji. Po początkowym szoku spodziewać możemy się następujących etapów:

  • faza heroiczna

Działania trwające około tygodnia od wybuchu wydarzenia, mają na celu minimalizację strat, przejawiających się walką o ludzkie życie i dobytek. W literaturze pisze się o altruistycznej społeczności i wspólnocie. Ludzie mają poczucie, że łączy ich wspólny cel, dawne konflikty odchodzą w niepamięć, czują solidarność, wzajemną troskę, altruizm.

  • faza miodowego miesiąca

Trwa od około dwóch tygodni do dwóch miesięcy po ustąpieniu katastrofy lub od jej wybuchu. Akcje pomocowe, oddolne inicjatywy przeobrażają się w zorganizowane działania, pomoc z zewnątrz podnosi na duchu ocalałych. Obserwujemy optymizm, pojawia się nadzieja na szybki powrót do normalności.

  • faza utraty złudzeń

Nazywana jest też „wtórną katastrofą”, trwa od kilku miesięcy do roku. Wówczas ustaje pomoc z zewnątrz, biurokracja zaczyna być doskwierająca, a powrót do realności sprzed katastrofy jest wciąż odległy. Ludzie zaczynają dostrzegać, że muszą działać samodzielnie.

  • faza rekonstrukcji

Może trwać kilka lat, jej celem jest stopniowy powrót do funkcjonowania sprzed katastrofy.

Przebieg tych faz wynika m.in. ze zdolności człowieka do adaptacji. W końcu przyzwyczajamy się do pewnego poziomu napięcia, oswajamy z faktami, nie wywołują one już tak silnego wewnętrznego niepokoju i bezradności, które początkowo popychały nas do działania. Mogliśmy zaobserwować to także w przebiegu niedawnej pandemii.

Celem interwencji kryzysowej, także w obliczu kryzysów związanych z wybuchem wojny czy innych katastrof masowych, jest, najogólniej mówiąc, pomoc w powrocie do stanu sprzed kryzysu. Chciałabym jednak podkreślić, że kryzysy same w sobie nie muszą oznaczać potencjalnej katastrofy i nie wywołują ich jedynie przykre wydarzenia. Kryzys jest sytuacją załamania pewnych codziennych, standardowych, znanych nam schematów, ale tylko potencjalnie traumatycznych, w końcu także pojawienie się dziecka, zmiana pracy czy przejście na emeryturę definiujemy jako kryzysy życiowe/rozwojowe, a więc pewne duże osobiste zmiany, które wymagają przeorganizowania i adaptacji.

 

Ryzyko traumy

Każdy kryzys może być jednak potencjalnie traumatyczny, czyli doprowadzić do takiego stanu, w którym nasze standardowe sposoby radzenia sobie z różnymi napięciami są niewystarczające i doświadczamy „załamania”. W obliczu katastrof jest to zależne od tego, jak blisko wybuchu jesteśmy – osoby bezpośrednio nimi dotknięte będą doświadczać większego stresu i u nich ryzyko wystąpienia traumy oraz zespołu stresu pourazowego (PTSD) będzie znacząco wyższe.

Obecnie najbardziej narażone na traumę są osoby bezpośrednio dotknięte działaniami wojennymi czy bezpośrednio je obserwujące, ale przecież dotyczy to także np. Ukraińców mieszkających za granicą, wolontariuszy, którzy pracują bezpośrednio z uchodźcami czy przygotowują paczki, a także nas wszystkich, słuchających o wojnie. Wszyscy bowiem doświadczamy tej samej, uniwersalnej obawy – że świat nie jest miejscem przewidywalnym i dobrym, a raczej złym, okrutnym i bezwzględnym.


Każdy kryzys może być potencjalnie traumatyczny, czyli doprowadzić do takiego stanu, w którym nasze standardowe sposoby radzenia sobie z napięciami są niewystarczające, więc doświadczamy „załamania”.

Rozmaitość reakcji

Mimo całej wiedzy, niezwykle trudno jest odnosić się do obecnej sytuacji. Emocje, które nam towarzyszą, są bardzo różne. Obok rozpaczy i przerażenia, zupełnie naturalne są także te uczucia, o których mniej chętnie rozmawiamy. Przykładowo, pomagacze w pełni mogą doświadczać chęci ratowania innych, tym samym przeciwdziałając poczuciu przytłoczenia i bezradności wobec trwającej wojny, jednak niezależnie od tego, co robimy, jednocześnie przecież zadajemy sobie (choć najczęściej wewnętrznie) różne pytania: ile to wszystko potrwa?; ile nas to będzie kosztować, zarówno emocjonalnie, jak i finansowo?; czy nam też coś grozi?; co zrobić z tymi wszystkimi dziećmi?; czy damy radę skonfrontować się z ich cierpieniem i tragedią? Moment reflektowania różnych obaw, złości i nawet niechęci jest bardzo ważny, nie muszą one bowiem oznaczać, że przestaniemy pomagać czy empatyzować, za to próba ich odsunięcia, udawanie, że ich nie ma, będzie budzić wewnętrzny dyskomfort.

Szczególnie widoczne jest to u dzieci, które nierzadko głośno potrafią powiedzieć to, co dorosły ewentualnie pomyśli, a nierzadko próbuje stłumić. Słyszę o dzieciach, które denerwują się, że po ich domu miałby chodzi ktoś obcy, nie chcą dzielić się przestrzenią, przedmiotami i uwagą rodziców. Rodzice skarżą się, że dzieci pytają, po czyjej są stronie i żartują sobie z obecnej sytuacji. Małe dzieci biegają z wyimaginowaną bronią i bawią się w wojnę, udając Rosjan i Ukraińców. O ile mogą to być dobre okazje do nauki empatii i mentalizacji, nie lekceważmy tego, że wyrażanie tych wszystkich przeżyć także jest ważne. Przykładowo, poczucie humoru jest cennym mechanizmem pozwalającym radzić sobie z napięciem, a małe dzieci najefektywniej regulują swoje emocje, kiedy mogą się swobodnie bawić i odgrywać różne role. Niech zatem nastolatki żartują, a małe dzieci bawią się w wojnę. Bądźmy jako dorośli czujni, obserwujmy i siebie, i nasze dzieci, uczniów, interweniujmy, jeśli intuicja podpowiada nam, że coś jest nie tak, ale najpierw przyjrzyjmy się sytuacji. Dzieci, w zależności od wieku i predyspozycji do wyrażania swoich uczuć, będą prawdopodobnie potrafiły głośno nazwać te wszystkie emocje, które, choć sprzeczne, towarzyszą nam wszystkim. To nie oznacza, że nie będą chciały pomóc, gdy zajdzie taka potrzeba. Jeśli mamy wątpliwość, skonsultujmy to ze specjalistą – obecnie wiele ośrodków oferuje nieodpłatne wsparcie w tym zakresie.

 

Co z nami będzie?

Nawet w obliczu życiowych tragedii, prawdopodobnie większość osób się zaadaptuje. Nie oznacza to, że bolesne doświadczenia staną się mniej bolesne i będzie można o nich zapomnieć, jednak przestaną przysłaniać codzienne funkcjonowanie, jak to było na początku. Część z nas będzie szukać specjalistycznej pomocy, pozostali skorzystają z naturalnych grup wsparcia i uda im się powrócić do satysfakcjonującego funkcjonowania. Pamięć o tym może nieść pocieszenie zarówno osobom, które doświadczyły największego cierpienia, jak i tym, które starały się pomóc im najlepiej, jak w danej chwili mogły.

 

Marta Andrzejewska-Ratajczak
psycholog, socjoterapeutka, psychoterapeutka;
absolwentka Psychodynamicznego Studium Socjoterapii i Psychoterapii Młodzieży,
Szkoły Psychoterapii Psychodynamicznej Krakowskiego Centrum Psychodynamicznego, rekomendowanej przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne;
pracowała w ośrodkach interwencji kryzysowej, w szpitalnych oddziałach psychiatrycznych, poradni zdrowia psychicznego.