Psychologia uczy, jak bardzo rezylientny jest człowiek
Joanna Marchewka: Jak zareagowała Pani na wieść o wojnie w Ukrainie? Pojawiły się lęk i katastroficzne obrazy czy wystudzenie zawodowca? Czy posiadanie narzędzi terapeutycznych chroni przed szokiem w sytuacji ekstremalnej?
Sabina Sadecka: Zawód psychoterapeutki nie jest szczepionką na czucie. W moim świecie to był wielki szok, niedowierzanie, szukanie źródeł, żeby zaspokoić głód informacji. To była reakcja spontaniczna, jak u większości ludzi spoza bańki psychologicznej. Ale mogę też powiedzieć o drugim rodzaju doświadczenia – przyglądaniu się swojej reakcji na ten bodziec. Wiedza, świadomość, wytrenowanie zachowań nie są buforem przed tym, nad czym nie mamy kontroli – nad lękiem, reakcjami ciała, emocjami. Pomagają natomiast szybciej i lepiej podjąć decyzję, czy dorzucić sobie kamieni do plecaka, dociążając się, czy zatrzymać kołowrót myśli.
Specjalizuje się Pani w terapii traumy − jak pomagać straumatyzowanym, nie przysparzając im dodatkowego bólu? W szkołach pojawiają się uczniowie, którzy znają koszmar wojny z autopsji.
Słowo ‘trauma’ weszło do powszechnego użycia, ale jego rozumienie w sensie psychologicznym wymaga pewnej korekty. Dla wielu osób sytuacja zagrożenia życia jest tylko potencjalnie traumą. Nie chcę niwelować trudnych doświadczeń osób przybywających z przestrzeni wojny, ale chcę przez to powiedzieć, że naturalną reakcją człowieka jest rezyliencja, czyli odporność. Ta świadomość może nam pomóc w kontakcie z uchodźcami. Traumą nie jest sytuacja, ale nasza odpowiedź na nią. Nie pytałabym więc, jak pracować ze straumatyzowanymi, bo to, czy stanie się ona czyimś udziałem, okaże się w ciągu najbliższych tygodni, dla innych nawet miesięcy. Zadaniem na teraz dla nauczycieli, psychologów, wolontariuszy jest stworzenie warunków wsparcia, aby ta traumatyzacja nie wystąpiła.
Jak zatem wspierać?
Aby dać najlepsze wsparcie, trzeba się najpierw samemu wyregulować. Dorosły, który jest w chaosie emocjonalnym, dużym pobudzeniu lub odcięciu, czyli reakcji zamrożenia – nie jest pomocny. Oczywiście, w naturalny sposób można przeżywać lęk i żałobę, mieć katastroficzne wizje, ale do klasy na lekcję trzeba wejść jako osoba ugruntowana w sensie psychologicznym. Posługując się metaforą – jestem jak drzewo ukorzenione, a nie jak osika miotana wichurami. Nauczyciel w pierwszej kolejności ma zadbać o siebie, bo tylko osoba stabilna tworzy środowisko, w którym nie przeciąża układu nerwowego otoczenia. Zresztą układ nerwowy dziecka jest elastyczny, poradzi sobie w sprzyjających warunkach. Wystarczy, że nie będziemy uczniów zmuszać do mówienia o trudnych doświadczeniach, bo to jest wbrew naturalnym odruchom zdrowienia. Przyznam, że bardziej martwię się o dorosłych. Na szczęście, nauka o zdrowiu psychicznym w ostatnim czasie bardzo się rozpowszechniła.
Jak można zbalansować się na szybko? Znaleźć coś na podorędziu do „samogruntowania”.
Ciało jest naturalnym narzędziem do samoregulacji psychicznej i mamy je zawsze przy sobie. Przed wejściem do klasy warto usiąść na krześle w pokoju nauczycielskim i mocno oprzeć stopy o podłoże. Możemy też zatupać, mobilizując układ nerwowy do odzyskania poczucie sprawczości, kontroli. Nawet prosty gest zrobienia z dłoni koszyczka i oparcie na nim tyłu głowy ma walor regulujący. Dobrze jest otworzyć klatkę piersiową w geście rozwarcia ramion, to jest sygnałem dla układu nerwowego, że możemy czuć się bezpiecznie. Jeszcze innym sposobem jest oklepywanie ciała. Najlepiej krzyżowo, „na motylka”, tzn. prawa ręka oklepuje lewe ramię i odwrotnie. Ważne, aby robić to powoli, wówczas układ nerwowy zareaguje kojąco; przy szybkich ruchach zadziała pobudzająco. Świetnie sprawdzi się to ćwiczenie w czasie lekcji. Polecam! Zanim wejdziemy z tekstem: „Kim był Mieszko I?”, bo absurdem jest proponować merytorykę w sytuacji, kiedy dzieciaki są niewyregulowane. Mam wrażenie, że pandemia już to nieco zmieniła. Oddech jest też naturalną techniką kojenia. Na przykład technika wzięta z nurtu Somatic experiencing. Kiedy wydychamy powietrze, to wydajemy gardłowy długi dźwięk „Wuuu”. Wyreguluje to wszystkie piętra naszego układu nerwowego. Nie jest to jednak narzędzie dla wszystkich – u osób w skrajnym stresie koncentracja na oddechu może mieć odwrotny skutek.
Dlaczego tak się dzieje?
Unieruchomienie i lęk to najgorsza konfiguracja bodźców dla układu nerwowego. Dla osób, które doznały wstrząsu, ważny jest ruch. Tymczasem dzieci siedzą długie godziny w szkolnych ławkach. Każdy nauczyciel, w zależności od etapu edukacji, znajdzie pewnie swoje sposoby, aby wdrożyć ruch do procesu nauczania. W czasie lekcji mogą być to mikrodawki regulacji, ważne, aby odbywały się systematycznie, bo są skuteczniejsze niż lekcja wf-u, na której robimy relaksację.
A pracując w procesie? Pedagog szkolny i wychowawca klasy mają takie możliwości.
W długofalowej pracy z obciążeniem emocjonalnym, niekoniecznie z traumą, sprawdzają się techniki ekspresyjne. Rysowanie, malowanie, użycie plasteliny, robienie kolaży – świetnym pomysłem będzie temat: Co sprawia, że czujesz się bezpiecznie? Chodzi w tym o to, aby układ nerwowy mógł się wyrazić w jakimś tworzywie, uporządkować sobie wszystko i zintegrować w różnych sferach.
Badania pokazują, że jednym z predyktorów traumatyzacji jest problem w werbalizacji. Warto więc popracować z polskimi i ukraińskimi uczniami nad tworzeniem opowieści, używaniem języka i wyobraźni. Może to być także pisanie spontaniczne, zapisywanie wszystkiego, co podsuwa nam głowa, bez kontroli treści i struktury. Zaangażujemy zmysły, ale i ręce, dzięki czemu odbędzie się nie tylko ruch myśli, ale i ciała. Kiedy czujesz, że utknęłaś, jesteś w panice – weź kartkę i zacznij pisać ręką niedominującą (praworęczni – lewa ręką). To technika pozwalająca na szybkie zdobycie dystansu do tego, co nam funduje głowa.
Ważne mogą być wspólne klasowe rytuały. Na przykład zanim przejdziemy do merytoryki, uczniowie mogą wysłuchać lub zaśpiewać jakąś energetyzującą piosenkę, w wybór której sami się zaangażują. Przychodzi mi też do głowy, aby klasa miała określony zapach. Można rozpylić olejek.
Dość nietypowe.
Ależ tak! Jesteśmy mocno warunkowani przez zapachy. Ten zmysł przesyła informację, czy jest bezpiecznie. Feromony, adrenalina…Na poziomie podkorowym wyczuwamy zagrożenie poprzez zapach. A wspomnienia z dzieciństwa? Na przykład zapach owsianki z cynamonem. W literackim ujęciu to „fenomen magdalenki” z powieści Prousta. Poczucie bezpieczeństwa jest doświadczeniem zmysłowym. Mogę być w schronie, ze świadomością, że na zewnątrz dzieją się straszne rzeczy, ale kiedy mam przy sobie mamę, która pachnie domem, słyszę muzykę − to obiektywnie trudną sytuację wcale nie muszę odbierać jako niebezpieczną. Możemy regenerować się przez zmysły, podczas kiedy myśląca część mózgu będzie się martwiła kontrolowaniem sytuacji.
Przyjdzie taki moment, że trzeba będzie tę trudną sytuację zreflektować. Odbyć podróż powrotną – od ciała do myśli. Kategoria ofiar wojny wywołuje kategorię wroga, zła, może uruchomiać nienawiść. Jak rozmawiać o tym z nastolatkami?
To może być rozmowa w szerszym kontekście, nie tylko o wojnie, ale o heurystykach. Jak my w ogóle porządkujemy sobie ten świat, upraszczając go, dzieląc na „dobrych” i „złych”.
Powiedziałabym, że zachowania są złe, a nie nacje czy profesje, np. nie ma niczego złego w byciu żołnierzem. Trzeba zacząć odklejać się od skrótów myślowych, stereotypów.
To powinna być też rozmowa o konieczności podejmowania decyzji z poziomu świadomości a nie emocjonalności. Socjalizuje się nas, ucząc pozbywania wielu emocji, a chodzi o taki rodzaj treningu, aby czuć to, co się czuje, ale nie iść za impulsem. Powiedziałabym nastolatkom: nawet jeśli czujecie teraz niechęć do Rosjan, to nie znaczy, że macie pisać coś obraźliwego na stronie internetowej rosyjskiej restauracji. Obawiam się, że znajdziemy się w egzystencjalnym kryzysie kultury, który może zaprowadzić nas w bardzo mroczne obszary. Dlatego nauczyciele, którzy robią to od zawsze, ale teraz w sposób szczególny, powinni odsyłać do wartości. Pytać ucznia: co jest dla ciebie ważne? Jaką wartość chciałbyś pielęgnować? Jaką relację chciałbyś utrzymać? Czeka nas proces kulturowy, w którym nauczyciele mogą odegrać ogromną rolę. Ważne, jak sami ułożą to sobie w głowie.
Jaką literaturę samorozwojową warto podrzucić?
Świetnym kompendium będzie Pierwsza pomoc dla pokrzywdzonych dzieci Andreasa Krugera. Kiedy przed laty czytałam tę książkę, to myślałam, że większość z opisywanych przypadków nie będzie miała zastosowań praktycznych, w odniesieniu do traumy kolektywnej. Polecam też Chrisa Taylora, który pokazuje, jak empatycznie wspierać zranione dzieci poprzez tworzenie stabilnego środowiska: Dzieci i młodzież ze zdezorganizowanym systemem przywiązania i Zaburzenia przywiązania dzieci i młodzieży. Najświeższa pozycja z tego zakresu to osobiste rozmowy Oprah Winfrey z ekspertem od traumy dziecięcej dr. Brucem Perry’m Co ci się przydarzyło – to również rzecz o potędze społeczności w leczeniu traumy. A dla nauczycieli, którzy chcą, pomóc sobie w wyregulowaniu myśli, ciała, emocji, wrażeń za pomocą prostych technik, polecam Odetnij napięcie Rebekkah LaDyne.
A coś z biblioterapii?
Ogromne znaczenie rozwojowe dla dzieci ma dobrze dobrana literatura. Polecam Mój spokój Anne Crahy − to proste opowiastki, które łączą się z pracą w ciele poprzez metafory oraz cykl książek Agnieszki Pawłowskiej Kraina uważności. Jedna z ostatnich dotyczy komunikacji Przyjaciele z Krainy Uważności, a pierwsza z całej serii: Lew Staszek i siła uważności – jak nie ulegać nadmiernie emocjom.
Psychoterapia nie służy pocieszaniu, ale nie może odbierać nadziei. Co uczynimy pozytywną puentą na ten trudny czas?
Psychologia uczy, jak bardzo rezylientny jest człowiek. Jako gatunek jesteśmy bardzo odporni. Warto pamiętać, że stres jest bodźcem do neuroplastyczności, sprawia, że nasz mózg zaczyna się rozwijać. Istnieje pojęcie „wzrostu potraumatycznego”. Część z nas po kryzysie rozkwitnie, co nie oznacza, że to będzie łatwe.
Sabina Sadecka |
|
Joanna Marchewka |